Najważniejsi są ludzie

Najważniejsi są dla mnie ludzie i relacje z nimi. To one przynoszą mi najwięcej wyzwań, ale i niespodzianek. Pandemia mi to po raz kolejny uświadomiła. Myślę, że moje życie będzie ciekawe dopóki będę w stanie spotykać w życiu osoby, które będą mnie inspirować czy zadawać ważne pytania.


Sylwia Zarzycka: Jak to się stało, że zostałaś kobietą biznesu? Jakie były początki?

Magdalena Lewicka: Wiesz… ja mam poczucie, że my mamy ograniczoną możliwość planowania pewnych rzeczy i tak właśnie myślę o swoim życiu. Niekiedy to, co się wydarza jest kombinacją dużej ilości szczęścia, bycia w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie i oczywiście sporej ilości pracy. Ja dość szybko zaczęłam pracować i robiłam to zawsze z dużym zaangażowaniem. Ale na to jak potoczyło się moje życie równie duży wpływ mieli Ci, którzy stanęli na mojej drodze. Gdy ma się 20 lat, nie zawsze dokonuje się dobrych wyborów. Miałam ogromne szczęście, że na wszystkich etapach mojego życia zawodowego stawali właściwi ludzie. Zawsze miałam szczęście do świetnych szefów, którzy byli bardzo wspierający.

SZ: Gdzie zaczynałaś karierę zawodową?

ML: W koncernie ITI. Poszłam tam na praktyki. To był splot różnych przypadkowych okoliczności. Któregoś dnia, tuż po sesji egzaminacyjnej, stwierdziłam, że najwyższa pora zaplanować coś konstruktywnego na wakacje i przez przypadek dowiedziałam się, że znajomy szuka praktykanta do jednego z działów finansowych w Grupie ITI. Pamiętam jak po raz pierwszy weszłam do budynku TVN, gdzie ITI miało swoją siedzibę. Od razu wpadłam na dziennikarza ekonomicznego, którego audycji radiowych jako studentka codziennie rano słuchałam. Byłam dość mocno onieśmielona. Odbyłam swoją pierwszą rozmowę o pracę, która jednocześnie była moją ostatnią, bo najpierw z ITI, a później z Multikinem, które zostało założone przez właścicieli ITI, jestem związana zawodowo od 15 lat. Pamiętam, że przed tą pierwszą rozmową spotkałam w sali Pana Mariusza Waltera, który zapytał, dlaczego zdecydowałam się aplikować na praktyki w Grupie – wtedy pomyślałam, że trudno, aby to pytanie miało większy ciężar gatunkowy. Trafiłam na świetnych ludzi – dostałam dużo wsparcia i bardzo dużo się nauczyłam. Po wakacyjnych praktykach zaproponowano mi przejście do Multikina, wówczas spółki córki Grupy ITI. Praca marzeń dla studentki, która każdą niedzielę spędzała w kinie. Ale była to praca na pełen etat, a ja byłam na trzecim roku studiów w Poznaniu i z ciężkim sercem odmówiłam. Chwilę rozpaczałam z tego powodu, bo wydawało mi się, że właśnie uciekła mi super szansa. Rok później pojawiła się propozycja powrotu do ITI. I tak się zaczęło. W 2010, gdy Multikino planowało wejść na giełdę, mój obecny prezes zaproponował mi przejście do swojego zespołu. Można powiedzieć, że jednego dnia spakowałam biurko i rozpakowałam je na innym pietrze, w tym samym budynku. To było bardzo miękkie przejście, choć pamiętam, że towarzyszył tej zmianie stres. Miałam wtedy 27 lat i przed sobą zarządzanie kilkunastoosobowym zespołem.

SZ: Jak sobie poradziłaś z tym zadaniem?

ML: Pamiętam jak moja mama, powiedziała mi, że w każdej pracy kluczem jest to, aby słuchać innych. Do dziś się tego trzymam. Gdy słucha się ludzi, to oni powiedzą Ci wszystko, co potrzebujesz wiedzieć. Trzeba się tylko – lub aż – nie poddawać pokusie domyślania się co myślą, ani tym bardziej narzucania swojego sposobu myślenia czy rozwiązywania problemów. Ze względu na kryzys gospodarczy proces wejścia na giełdę został zawieszony, a jakiś czas później uczestniczyłam w procesie jej sprzedaży spółki inwestorowi branżowemu. To były bardzo trudne lata, dużo pracowałam, pod każdym względem była to dla mnie prawdziwa szkoła życia. Myślę, że właśnie wtedy najwięcej się nauczyłam.

SZ: A kiedy weszłaś do zarządu tej spółki?

ML: W lipcu 2019.

SZ: Czy to była dla Ciebie trudna decyzja?

ML: Wcześniejsze zmiany były dla mnie trudniejsze. Po jednym skoku na głęboką wodę kolejne zmiany przychodzą dość naturalnie.

SZ: Trafiłaś do zarządu w bardzo trudnym czasie, przyszła pandemia.

ML: To prawda. Zaczęła się zupełnie inna praca i inne poczucie odpowiedzialności za firmę, za ludzi, za ich przyszłość.

SZ: Czy Twoja mama jest twoją mentorką jeśli chodzi o sprawy zawodowe?

ML: Radzę się jej niekiedy, bo ma duże i ciekawe doświadczenie zawodowe.Wiele lat pracowała w międzynarodowej korporacji, a gdy miała 55 lat założyła swoją firmę. Teraz ma 60 lat i od 5 lat prowadzi swój biznes. Mój tata z kolei całe swoje życie zawodowe – od stanowiska praktykanta do prezesa – pracował w tej samej firmie, przeszedł więc bardzo ciekawą drogę. Przez lata obserwowałam rodziców i wyciągałam wnioski – choć każde z nich było zupełnie innym typem menadżera, oboje bardzo dużą wagę przywiązywali do budowania relacji z ludźmi. 

SZ: Czy Twoim zdaniem w biznesie istnieje dla kobiet tzw. „szklany sufit”? Czy jest nam trudniej awansować niż mężczyznom?

ML: Uważam, że tak, choć ja miałam szczęście osobiście go nie odczuć. Pracuję w dużym międzynarodowym zespole, a takie środowisko często przyciąga ludzi otwartych na innych i na zmiany. Ale jestem przekonana, że w wielu firmach i branżach, szczególnie tam gdzie trudniej jest o wybór miejsca pracy, kobiety muszą pokonać na drodze do awansu czy nawet zatrudnienia więcej przeszkód niż mężczyźni – nie tylko w samym miejscu pracy. Myślę, że ciąży na nas duża odpowiedzialność, aby zwracać na to uwagę. To dobry czas na dokonywanie zmian, bo coraz więcej mówi się o konieczności zachowania równowagi między życiem zawodowym i prywatnym, o tym, że w pracy więcej nie znaczy efektywniej. Cieszę się, że coraz częściej promuje się menadżerów stawiających na tzw.: miękkie metody zarządzania – czasami słyszę, że to metody bardziej „kobiece”, ale wolę myśleć, że fajny człowiek jest po prostu fajnym menadżerem.

SZ: Co w pracy jest dla Ciebie najtrudniejsze?

ML: Co jest najtrudniejsze…? Obecnie myślę, że pandemia i ograniczenia z nią związane. To bardzo trudny czas dla osób, których praca w dużej mierze opiera się na kontakcie z innymi i relacyjności. A ja właśnie tak pracuję. To trochę tak jakby zabrać najlepsze narzędzie do wykonania jakiegoś zadania, a w zamian dać kilka pośrednich. Ludzie są w domach, nie spotykają się w biurze, na korytarzu, przy kawie. Został zaburzony taki nieformalny przepływ informacji, który daje nam pewien kontekst, wiedzę o tym gdzie zmierzamy jako zespół i organizacja oraz poczucie sprawczości. Bardzo odczuwamy skutki izolacji. Wiesz… właśnie zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie sobie przypomnieć co było dla mnie trudne przed pandemią. Tak jakby pod pewnym względem przeniosła nas ona do innej czasoprzestrzeni.

SZ: To zapytam może bardziej optymistycznie. Co najbardziej lubisz w swojej pracy?

ML: Nasz zespół. To ogromna wartość pracować z osobami, które się szanuje, lubi i ceni, bo z takich pozytywnych interakcji czerpię dużo energii. Lubię ich słuchać, ale i się z nimi sprzeczać i debatować. Lubię obserwować jak w trudnych sytuacjach reagują, jak sobie radzą z wyzwaniami, czego potrzebują od innych, aby najbardziej optymalnie działać. Myślę, że to jest coś takiego co pomaga w biznesie, w zarządzaniu.

SZ: Od jakiegoś czasu mówi się w Polsce wiele o społecznej odpowiedzialności w biznesie. Czy Twoim zdaniem firmy lub osoby, którym dobrze się wiedzie, mają obowiązek wspierania tych, którzy nie mieli takiego szczęścia?

ML: To jest bardzo ciężkie pytanie. Myślę, że gdy pojawia się narracja opisująca coś jako obowiązek, to nigdy nie jest to optymalne. Z drugiej strony doświadczenia w zakresie wprowadzania różnych zmian w świadomości społecznej pokazują, że regulacje lub parytety mogą mieć duży wpływ i pozwalają takie zmiany w sposobie myślenia wprowadzić. Moim zdaniem jeśli chodzi o CSR, o pomaganie, to mamy w tym zakresie lekcję do odrobienia jako społeczeństwo i jako przedsiębiorstwa i pracodawcy. Pracując w korporacji wiem, że w tym zakresie ogromna jest rola osób, które takie programy wdrażają. Wiele zależy od ich wrażliwości i sposobu w jaki przeprowadzą takie projekty wśród pracowników, w jaki sposób ich zachęcą do pomagania.

SZ: Czy jest jakaś grupa społeczna, której chciałabyś pomagać?

ML: Bardzo bliska jest mi edukacja, a w szczególności edukowanie młodych ludzi na temat tego, czym jest społeczeństwo, wspólnota i jaki wpływ na społeczeństwo mają działania jednostki. Polska ma bardzo niski wskaźnik zaangażowania obywatelskiego. Wszystkie kraje z byłego bloku wschodniego tego niestety doświadczają. Mnóstwo dobrych rzeczy można byłoby zrobić angażując do tego społeczeństwo. Podoba mi się, że Ty właśnie tak działasz w Fundacji – angażujesz do pomagania ludzi. Bardzo cenię to, że Fundacja Między Niebem a Ziemią pomaga konkretnym rodzinom i że nie ma tu anonimowości. Podoba mi się osobiste zaangażowanie w sprawy podopiecznych. Myślę, że aby działać w taki sposób potrzebna jest duża doza wrażliwości i pokory.

SZ: To prawda. Co jest dla Ciebie w życiu najważniejsze? Jakimi wartościami się kierujesz?

ML: Ciekawość świata, otwartość na innych, ale też taka zwykła, starej daty przyzwoitość są dla mnie bardzo istotne. Najważniejsi jednak są dla mnie ludzie i relacje z nimi. To one przynoszą mi najwięcej wyzwań, ale i najwięcej niespodzianek. Pandemia mi to po raz kolejny uświadomiła. Z dużym zainteresowaniem słucham ludzkich historii. Cały czas się ludzi uczę. Myślę, że moje życie będzie ciekawe dopóki będę w stanie spotykać w życiu osoby, które będą mnie inspirować czy zadawać ważne pytania.

SZ: Pandemia zmieniła Twoje życie?

ML: Bardzo. Przeraża mnie jak wiele rzeczy pandemia zabrała ludziom. Wielu z nich straciło bliskie osoby, innym życie wywróciło się do góry nogami. Na pewien czas utracili całkowicie to, co dawało im energię i pozytywne emocje w życiu. Mam coraz większą świadomość tego, że bardzo długo będziemy ponosić konsekwencje obecności covid-19 w naszym życiu. Wiesz… ja zawsze byłam dobra jeśli chodzi o przewidywanie różnych sytuacji, tworzenie scenariuszy jak te sytuacje mogą się potoczyć, gdy coś nie pójdzie po naszej myśli. Gdy coś się sypie, od razu mam w głowie kilka wariantów rozwiązań. A teraz czuję, że jako społeczeństwo stoimy przed ogromną niewiadomą.

SZ: Będzie dobrze. Jestem życiową optymistką. Jest takie fajne powiedzenie: „zawsze wszystko dobrze się kończy, a jak nie jest dobrze to znaczy, że się jeszcze nie skończyło.”

ML: Tak, będzie dobrze. Może przez jakiś czas wyboiście, ale dobrze…

SZ: Życzę Ci wszystkiego co najlepsze w tych trudnych chwilach i dziękuję za miłą rozmowę.


Zdjęcia: Marcin Biedroń, A12