Sylwia Zarzycka: Pani Agnieszko, jak zaczęła się Pani historia z biznesem ?
Agnieszka Skrybant: Moja historia biznesowa nie jest jakaś szczególna, za bardzo chyba nie ma się czym chwalić. Standardowa. Zaczęłam pracować już na studiach. Na trzecim roku pomyślałam sobie, że to jest dobry moment, aby się usamodzielnić, zacząć na siebie zarabiać. Chciałam być zawsze samodzielna. Najłatwiej było wtedy znaleźć pracę w sprzedaży. Tak też zrobiłam. Zaczęłam pracę w domach towarowych centrum, w dziale obsługi klienta. Byłam młodą, zdeterminowaną i zmotywowaną osobą. Szybko zostało to dostrzeżone i zaczęłam awansować, aż doszłam do wysokich stanowisk kierowniczych. W tamtym czasie domy towarowe objęte zostały restrukturyzacją i pojawił się prywatny właściciel. Wyodrębniony został SMYK i tam rozpoczęła się tak naprawdę moja kariera w sprzedaży na różnych stanowiskach. Skończyłam w międzyczasie studia. Praca zawodowa pochłaniała bardzo dużą część mojego życia. Dużo podróżowałam, nie tylko po Polsce. Ale nadszedł też czas, żeby założyć rodzinę, urodzić dziecko. Moja dotychczasowa praca nie sprzyjała życiu rodzinnemu, więc postanowiłam dokonać zmiany. Zaczęłam pracę w firmie KappAhl. Jestem w niej od czternastu lat. Awansowałam. W 2017 roku objęłam stanowiska country managera i prezesa zarządu tej firmy. Zaczęliśmy rozwijać KappAhl’a w Polsce. W ciągu czterech lat z dwudziestu sklepów stworzyliśmy kolejne trzynaście. W tej chwili mamy trzydzieści trzy sklepy. Dwadzieścia osiem to sklepy KappAhl’a i pięć to nasza nowa marka NewBe, nowy brand, który cieszy się dużą popularnością na rynku.
SZ: Co najbardziej lubi Pani w tej pracy?
AS: Zawsze szukałam na swojej drodze zawodowej tego, żeby mieć wpływ. Lubię mieć wpływ i decydować. Zawsze chciałam, aby moje pomysły były wykorzystywane, a moje działania widoczne. Chciałam tworzyć. Na obecnym stanowisku jest to możliwe. Ta praca to nie tylko otwieranie nowych sklepów, rozszerzanie rynku czy budowanie świadomości marki. To także mnóstwo różnych wewnętrznych procesów, niekoniecznie widocznych dla zewnętrznego odbiorcy. Dla mnie najważniejszy jest progres i szybko widoczne zmiany. Nie potrafię długo czekać na efekty. Chcę je widzieć natychmiast. Szybko widoczne zmiany, progres, mierzalność decyzji i kreatywność – to w mojej pracy lubię. Jestem w organizacji, która stawia na kreatywność, która daje przestrzeń do działania i narzędzia do tego, aby wykorzystywać swoje pomysły. Myślę, że to duża wartość dla mnie.
SZ: Czy kiedykolwiek w karierze zawodowej spotkała się Pani z tzw. „szklanym sufitem”, z tym, że nam kobietom trudniej jest awansować niż mężczyznom ?
AS: Ciekawe pytanie. Nie spotkałam się z tym nigdy. Myślę, że takie ograniczenia kobiety same sobie stawiają. Często programujemy się w taki sposób, że: “to jest męskie zajęcie, nie dla nas, być może mężczyzna byłby lepszy na tym stanowisku?” Wiem, że być może nie będzie popularne to, co powiedziałam, ale takie jest moje zdanie.
SZ: W KappAhl nie ma mężczyzn?
AS: Są, ale na niższych stanowiskach. Szefami wszystkich rynków w naszej organizacji: Norwegii, Finlandii, Szwecji, Anglii, Wielkiej Brytani, są kobiety. One również zarządzają business unit’ami. Szefowa całego KappAhl’a to również kobieta. W zarządzie bywają mężczyźni ale jest ich zdecydowana mniejszość, więc może dlatego jest mi łatwo mówić, że nie spotkałam się ze szklanym sufitem. Nigdy nie czułam się w żaden sposób dyskryminowana zawodowo z powodu płci, ani nie miałam wrażenia, że coś jest osiągalne tylko dla mężczyzn. Nie oznacza to jednak, że tego w biznesie nie ma, bo pewnie jest skoro tak wiele się o tym mówi. Ja natomiast tego nie doświadczyłam. Uważam, że w biznesie jest wiele niesamowitych kobiet, które są świetnymi negocjatorkami i mają zdecydowanie lepsze spojrzenie na wiele rzeczy niż mężczyźni.
SZ: Zgadzam się. Nasze kompetencje nie są związane z płcią. Uważam też, że nie powinniśmy absolutnie rywalizować z mężczyznami. Staram się nigdy tego nie robić. Myślę, że kobieta zawsze powinna być kobietą, nawet jak pełni wysoką funkcję. Merytoryka obroni się sama.
AS: Ja również tak myślę. Kompetencje i merytoryka są najważniejsze.
SZ: Myślę, że nie powinnyśmy stawać się „mężczyznami w spódnicach” ale po prostu wykorzystywać nasze najlepsze, kobiece cechy, których nie posiadają mężczyźni.
AS: Dokładnie tak. W moim życiu zawsze było wielu mężczyzn wokół mnie. Gram w karty, w brydża od wielu lat, a to jest bardzo męskie towarzystwo. Kobiet było tam zawsze niewiele. Pamiętam swoją pierwszą przygodę z brydżem, miałam wtedy 25 lat. Końcówka studiów. Pojawiłam się we Wrocławiu na turnieju brydżowym z moim ówczesnym chłopakiem i zobaczyłam na sali osiemdziesięciu mężczyzn i cztery kobiety, z czego trzy były po sześćdziesiątce. I tak sobie pomyślałam, że to może być moje miejsce… Gram do dziś w brydża i jest to moja pasja.
SZ: Jak opisałaby Pani siebie jako kobietę biznesu?
AS: Myślę, że nasze zachowania w biznesie bardzo kształtuje i ma na nie wpływ organizacja, w której pracujemy. Ja mam duże szczęście pracować w skandynawskiej firmie, która pochodzi ze Szwecji, a założona została ponad sześćdziesiąt lat temu. Te szwedzkie standardy mają duży wpływ na naszą pracę i na całą kulturę organizacyjną, która jest bardzo otwarta, przyjazna, stawiająca na relacje, na wartość pracy zespołowej i bardzo ufająca ludziom. Dobrze mi tutaj i bardzo mnie ta kultura definiuje. Staram się w ten sposób zarządzać ludźmi i z nimi pracować. Uważam, że w ludziach jest ogromny potencjał, że delegowanie zadań, wiara w ich umiejętności, pytanie ich o opinię i zdanie, nie pokazuje słabości managera. Wręcz przeciwnie. Takim zachowaniem pokazujemy nasze zaufanie do ludzi, wskutek czego możemy stworzyć silny, stabilny zespół. To, co ostatnio obserwuję na rynku biznesu, to zmiana kultury pracy. O korporacjach często mówi się, że mają być „z ludzką twarzą”. Nowe pokolenia wkraczają na rynek pracy i oni myślą o pracy inaczej niż kilkanaście lat temu. Jeśli nie zapewnia im się dobrych warunków, idą gdzie indziej. To są ludzie którzy dziś będą pracować we Wrocławiu, jutro w Poznaniu, a pojutrze w Berlinie. Świetnie znają języki, nie boją się podróżować po Europie, są samodzielni.
SZ: Będąc młodą osobą marzyła Pani o pracy w dużej, cenionej korporacji na tak wysokim stanowisku?
AS: Nie miałam takich planów, choć ciekawe jest to, że od młodych lat pełniłam odpowiedzialne funkcje. Byłam przewodniczącą klasy, później szkoły. Byłam szefem drużyny brydżowej. To wszystko wychodziło bardzo naturalnie. Pewnie nie zawsze znalazł się ktoś chętny do pełnienia takich funkcji, ale może od początku miałam w sobie cechy lidera …?
SZ: Ja uważam, że zdecydowanie to drugie! Pewne predyspozycje niekiedy ujawniają się w nas dość szybko. Choć nie wykluczam, że pewnych rzeczy można się również nauczyć. A jakie jest Pani podejście do społecznej odpowiedzialności w biznesie? Czy osoby, które odnoszą sukcesy powinni pomagać tym, którym się nie powiodło w życiu ze względu na niezależne od nich okoliczności, jak na przykład ciężka choroba dziecka?
AS: Myślę, że słowo “powinni” nie jest tutaj dobre. Jeśli chodzi o pomaganie to uważam, że w każdym człowieku jest potrzeba, aby pomagać. Powiedziałabym nawet, że to taka odwieczna potrzeba każdego człowieka. Pomagając innym czerpiemy z tego niesamowitą przyjemność i w ten sposób pomagamy także sami sobie. Jest jednak w tym pewna trudność – często w codziennym zabieganiu ta potrzeba nam umyka. Dlatego wszystkie fundacje i stowarzyszenia mają nieprawdopodobną rolę w tym, aby przypominać ludziom o tej potrzebie i umożliwiać jej realizację.
To co Pani robi jest wspaniałe, bo umożliwia ludziom robienie dobrych rzeczy dla innych i zarządza tym. Ludzie nie mają dziś często czasu na myślenie o wspieraniu innych, a Pani im to daje i sprawia, że mogą realizować tę potrzebę. Wiem sama po sobie jak to jest z takimi propozycjami odnośnie pomagania. Przyznaję, że zignorowałam maila do wzięcia udziału w akcji Kobiety Biznesu. Pewnie by tak zostało, gdyby któregoś dnia Pani do mnie nie zadzwoniła i nie przypomniała o tej propozycji. Przyznam szczerze, że gdy rozmawiałyśmy i dowiedziałam się o co chodzi w tej akcji, to poczułam wstyd, że nie odpowiedziałam na maila.
SZ: Niekiedy tak bywa. To normalne. W ilości zadań, które każdego dnia mamy do wykonania, czasami takie propozycje jak moja są na ostatnim miejscu na liście priorytetów. A co Panią najbardziej przekonało do wzięcia udziału w naszej akcji?
AS: Przede wszystkim to, że w Fundacji Między Niebem a Ziemią nie ma anonimowości, że znacie każdą rodzinę, której pomagacie, że interesujecie się tymi rodzinami i pomoc jest kompleksowa. To jest super. Wasza pomoc jest bardzo konkretna, namacalna i widoczna. Również dla darczyńców, którzy wpłacając pieniądze dokładnie wiedzą do jakich rodzin ta pomoc zostanie skierowana.
SZ: Czy w kontekście pomagania ma Pani jakąś szczególną grupę społeczna, której chciałaby Pani dawać wsparcie? Czy jest coś, co Panią szczególnie porusza?
AS: Myślę, że mam w sobie ogromne poczucie sprawiedliwości społecznej. Bardzo mnie poruszają tematy związane z brakiem równouprawnienia osób LGBT. To ostatnio jest mi bardzo bliskie. Równouprawnienie to podstawowe prawo człowieka i nie mogę się zgodzić z dyskryminacją jakiejkolwiek grupy mniejszościowej. To niedopuszczalne, że ludzie, którzy urodzili się z inną orientacją seksualną nie mogą korzystać z praw i przywilejów tak jak inni. Mocno mnie też poruszają sprawy kobiet. Staram się ze swoją córką chodzić na protesty dotyczące praw kobiet. Cieszę się bardzo, że nasza firma zorganizowała ostatnio piękną kampanię przeciw homofobii. Baliśmy się trochę odbioru społecznego, ale ten odbiór był dobry. To pokazuje, że nastroje w Polsce się zmieniają. Ludzie się zmieniają.
SZ: W takim razie myślę, że nasza akcja Kobiety Biznesu, której celem jest wsparcie matek nieuleczalnie chorych dzieci trafiła w Pani wrażliwość społeczną.
AS: Tak, bardzo.
SZ: Co jest dla Pani najważniejsze w życiu? Jakimi wartościami się Pani kieruje?
AS: Na pewno bardzo ważna jest moja aktywność zawodowa. Kocham swoją pracę, jest mi tutaj dobrze. Chciałabym być całe życie aktywna zawodowo i jeszcze wiele rzeczy zrobić na tym polu. Jestem jednak kobietą i bezdyskusyjnie najważniejsza dla mnie jest moja rodzina. Mam męża i piętnastoletnią córkę.
SZ: No właśnie. Jak Pani godzi pracę zawodową z rodziną, tym bardziej że wiem, że mieszka Pani we Wrocławiu, a pracuje w Warszawie.
AS: Co poniedziałek wyjeżdżam z Wrocławia do Warszawy i zostawiam moje dziecko na cztery dni. Jak wracam w czwartek to jestem tylko dla mojej rodziny. Staramy się wszystko robić razem. I nic nie jest wyżej w mojej hierarchii wartości. Nie wyobrażam sobie jednak życia bez pracy. Staram się układać wszystko tak, aby nikt na tym nie ucierpiał. Gdy nie ma mnie w domu przez cztery dni i jestem w Warszawie, dzwonimy do siebie z córką trzy razy dziennie. Gdy jestem w domu, cały czas poświęcam córce i mężowi. Oczywiście mam niekiedy różne dylematy w związku z takim trybem życia, ale myślę, że ułożyłam już sobie wszystko dość dobrze. Na szczęście mój mąż gotuje, bo ja tego nienawidzę. Robi to genialnie. Ma również taką pracę, że może pracować w domu.
SZ: Czym jest dla Pani szczęście?
AS: Zawsze uważałam, że moje życie i moje szczęście zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Dopóki jestem zdrowa, dopóki mam pracę, to chyba nie mam powodów do tego aby narzekać. W różnych sytuacjach w życiu byłam i wiem, że to jak postrzegamy życie i to, co nam daje szczęście zależy od nas. Staram się żyć w taki sposób, abym czuła, że jestem szczęśliwa. Szukam rzeczy, które dają mi dają takie poczucie. Czasami jest to sadzenie pomidorów na mojej działce pod Wrocławiem, a niekiedy wyjazd na zakupy do Nowego Jorku. Jeśli nawet którejś z tych rzeczy bym nie miała, to szukałabym innych, które dają poczucie szczęścia.
SZ: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: Marcin Biedroń, A12