Zgadzam się z powiedzeniem, że „pycha idzie przed upadkiem”. Widziałam jak przez pychę rozpadło się wiele biznesów, jak sprowadziła ona wielu ludzi na manowce. Człowiek uczy się pokory z wiekiem . Mało ludzi się z nią rodzi. Bardzo łatwo jest popaść w próżność i uwierzyć w swoją świetność i szczęśliwa gwiazdę.
Sylwia Zarzycka: Jak zaczęła się Pani kariera w biznesie?
Kalina Ben Sira: Zawsze wiedziałam, że będę prowadziła biznes i że będę niezależna. Zrodziło się to w mojej głowie, gdy miałam 15, może 16 lat. Wiedziałam, że muszę robić coś, co lubię. Znaleźć taką przestrzeń działania gdzie odnajdę siebie i poczuję, że to jest właśnie moje miejsce. Chciałam być samodzielna. To był mój cel. Pewne życiowe decyzje przyspieszyła śmierć mojego ojca. Gdy miałam 17 lat mój tata zginął. W ciągu jednego dnia z rozpieszczonego dziecka, któremu się wszystko należy i które wszystko dostawało, musiałam stać się dorosłą osobą, która będzie musiała zapanować nad własnym życiem i swoimi decyzjami. Wiedziałam, że od tamtej chwili nic już w życiu nie będzie oczywiste.
SZ: Od jakiej branży rozpoczęła Pani swoją przygodę z biznesem?
KBS: Od nieruchomości. Zaczęłam od wprowadzenia na polski rynek inwestorów izraelskich. To był przypadek, ale bardzo dobrze czułam się w tym biznesie. To, że w rezultacie postanowiłam prowadzić biznes usługowy to było wyczucie w tamtym czasie potrzeby rynku. W Polsce 20 lat temu nie było takiej kliniki jak La Perla. Nikt nie oferował nowoczesnych usług z branży estetyki dla kobiet, które dają gwarancję uzyskania jak najdłużej szczupłego i młodego wyglądu. Mężczyźni wstydzili się nawet bywać w takich miejscach. Ponadto w młodym wieku biegałam zawodniczo przez płotki. Byłam w takim momencie życia, że przestałam trenować i bałam się, że stracę smukłą, sportową sylwetkę. Miałam obsesję, że będę tyć, ćwiczyłam w każdej wolnej chwili. Energia mnie rozpierała. Jak ktoś wychował się w sporcie, to nie jest w stanie z dnia na dzień tego przerwać, bo endorfiny rozpierają go od środka. A tu mała dygresja, sportowcy to ludzie odpowiedzialni, sumienni i stabilni emocjonalnie, najlepsi pracownicy, z takimi dziś lubię pracować. Robiłam różne rzeczy, m.in. prowadziłam aerobik. Zdawałam sobie sprawę, że nie tylko ja mam potrzebę dobrze wyglądać i udałam się na jedne z pierwszych targów Beauty do Włoch i Izraela, no i znalazłam nowoczesne urządzenia, które zbijały komórki tłuszczowe i redukowały cellulit. Potem poszło już szybko. Zakupiłam lokal usługowy w centrum Warszawy, na Wilczej, gdzie do dziś znajduje się jedna z naszych Klinik La Perla. Oj bardzo przygotowałam się do otwarcia tej działalności.
SZ: W jaki sposób przygotowywała się Pani?
KBS: Aby poznać ten biznes, pracowałam na każdym stanowisku. Łącznie z tym, że poszłam do szkoły kosmetycznej, żeby móc rekrutować ludzi i wiedzieć na co mam zwracać uwagę przy ich rekrutacji. Nauczyłam się tego zawodu na tyle, że byłam w stanie ocenić fachowość i wiedzę osób, które przyjmowałam do pracy. Później zaczęłam kończyć szkoły biznesu, które nauczyły mnie podejścia zarządczego. To, czego brakowało w mojej edukacji, to nauki prawa i marketingu. Marketingu uczyłam się sama ale dzisiaj oczywiście nie zajmuję się tym wszystkim samodzielnie. Deleguję obowiązki, czego też musiałam się nauczyć. W tamtym czasie marketing wyglądał zupełnie inaczej. Pamiętam jak z biurem graficznym tworzyłam wszystkie ulotki, reklamy, grafikę. Gdy startowałam z La Perlą miałam wszystko dokładnie przemyślane i ułożony biznesplan. To nie był jakiś nagły zryw, kaprys. Dokładnie wiedziałam, co chcę robić. Chciałam stworzyć miejsce, gdzie kobiety takie jak ja, które dbają o siebie, ćwiczą, dobrze się odżywiają, będę w stanie dopracować swoje ciało do perfekcji, opóźnić procesy starzenia, czuć się lepiej we własnej skórze, dowartościować się. Taka była moja idea budowania La Perli 20 lat temu.
SZ: Jak przez ostatnie 20 lat zmienił się rynek, na którym Pani działa?
KBS: 20 lat temu nie miałam żadnej konkurencji. Obecnie chociażby w gronie swoich klientek mam mnóstwo osób, które otworzyły takie kliniki, jak moja. Zainspirowała ich nasza działalność. Doszli do wniosku, że będą w stanie taki biznes prowadzić, bo jest łatwy, prosty i bardzo przyjemny. Uważam, że usługi są jednym z trudniejszych rynków. Sukces jest okupiony bardzo ciężką pracą i wieczną nauką. Codziennie uczę się czegoś nowego, choć wiem, że nie jestem w stanie nauczyć się wszystkich rzeczy, więc je deleguję. Nie jestem w stanie sterylizować, operować, to już trzeba zostawić innym. Znam w swojej klinice wszystkie urządzenia i jak się coś psuje, to bardzo często jestem w stanie znaleźć przyczynę. Żadne szkolenie beze mnie się nie odbywa. Jestem mózgiem i sercem tego biznesu. Oczywiście tak jak wspomniałam nie da się funkcjonować bez specjalistów w swoich dziedzinach – działu prawnego, PR, marketingu czy sprzedaży. To muszą być wykwalifikowani ludzie, którzy w swoich dziedzinach mają większą wiedzę niż ja.
SZ: Czy jest Pani w stanie ocenić jak my – kobiety zmieniłyśmy się na przestrzeni lat jeśli chodzi o dbanie o urodę?
KBS: My – Polki, czy mówiąc ogólniej – kobiety ze wschodniej Europy zawsze bardzo dbałyśmy o siebie. Proszę porównać nawet przeciętną Polkę z przeciętną Niemką. Różnica jest duża. My jesteśmy zadbane, uczesane, ubrane, czyste, schludne. W latach 60-tych potrafiłyśmy z pończochy zrobić gumkę do włosów, uszyć z niczego kreację balową i wyglądać naprawdę pięknie i tak jest do dzisiaj. Oczywiście niekiedy mamy przerost formy nad treścią i lubimy nosić rzeczy z nazwiskiem projektanta na całą klatę. Z pewnością jednak bardzo o siebie dbamy. Polki zawsze miały poczucie własnej urody i wartości. Słowianki są jednymi z najpiękniejszych kobiet na świecie. Jesteśmy tego świadome. Obserwuję też, że coraz częściej nie chcemy starzeć się z godnością. Zauważyłam, że Szwajcarkom czy Austriaczkom starość nie przeszkadza. Nam – coraz częściej. Narody południowe czyli Francuzki, Włoszki czy Hiszpanki również lubią dbać o siebie, ale robią to chyba mniej świadomie niż my, no i przeszkadza im słońce Jesteśmy kobiece, delikatne i bardzo lubimy podkreślać tę swoją kobiecość. To jest bardzo ważne. To jak wyglądamy, daje nam często poczucie własnej wartości, spełnienia.
SZ: Czy od zabiegów medycyny estetycznej można się uzależnić? Jak zachować w tym wszystkim zdrowy rozsądek i nie zrobić z siebie karykatury?
KBS: Uzależnić można się od wszystkiego. Od gry w karty, od rajdów samochodowych, od alkoholu. Niekiedy obserwuję takie sytuacje, że panie, które na przykład miały bardzo mocno powiększone usta, chcą mieć jeszcze większe. My nie oszpecamy ludzi. Ważne dla nas jest to, żeby uświadamiać nasze klientki i niekiedy pokazywać, że wyglądają ładnie i więcej na dany moment nie trzeba robić. Bardzo tego pilnuję i zatrudniam ludzi, którzy mają umiar i poczucie piękna.
SZ: Co w Pani pracy jest najtrudniejsze?
KBS: Kocham swoją pracę. Dla mnie codzienne wychodzenie do niej, to tak jakbym miała wyjść i przebiec maraton każdego dnia. Kocham ten moment kiedy już go przebiegnę, ale jak biegnę, to też się cieszę, bo ciągle coś nowego widzę i poznaję nowych ludzi po drodze. Pracuję w zasadzie wszędzie. Dla mnie nie ma znaczenia czy jestem na Gozo pod palmą, czy w epicentrum jakiś spotkań w Warszawie. I taką właśnie możliwość pracy lubię i cenię. Wyjście dla mnie do pracy, to jest jak wyjście po nową przygodę. Stawiam sobie cele i je realizuję. Nie gnam gdzieś bez celu, bez sensu. Odhaczam wykonane zadania. Jestem typowym zadaniowcem. Lubię mieć wszystko poukładane w głowie, lubię realizować swoje plany, kroczyć dalej, mieć misję i wizję. Lubię też zarażać nimi ludzi. Staram się, żeby ludzie, którzy ze mną pracują, pracowali również dla pewnego rodzaju idei, a nie tylko dla pieniędzy i zabicia czasu.
SZ: Nie ma dla Pani rzeczy trudnych?
KBS: Tak mogę powiedzieć. Uważam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Nigdy nie załamuję rąk, bo nie wiem jak coś zrobić. Gdy przychodzi do mnie pracownik i pyta jak ma coś zrobić, to ja odpowiadam, aby zastanowił się nad tym i wrócił do mnie z trzema rozwiązaniami, a znajdziemy odpowiednią ścieżkę. Tak samo postępuję sama ze sobą.
SZ: Co najbardziej lubi Pani w tej pracy?
KBS: Rozwój. Lubię patrzeć jak przychodzą i wychodzą zadowoleni klienci. Lubię stawiać sobie wyzwania i zdobywać góry. Nie lubię stać w miejscu. Nienawidzę. Kocham wprowadzać coś nowego. Przyglądać się jak rynek na to reaguje. Lubię patrzeć jak ”nas kopiują”. Jesteśmy liderem w branży, co jest bardzo trudne. To jest naprawdę wyczyn, żeby się utrzymywać wciąż na tej pozycji.
SZ: Czy słyszała Pani o „szklanym suficie” ? Czy on w biznesie istnieje dla kobiet?
KBS: Ja w ogóle nie wiem co to jest. Nie ma szklanego sufitu.
SZ: Czy myśli Pani, że osoby, które z sukcesem prowadzą biznes mają obowiązek wspierać tych, którym się w życiu nie powiodło?
KBS: Nie wiem, czy „powinny” to dobre słowo. To jest indywidualna decyzja prezesa, właściciela, zarządu. Ze względów wizerunkowych wiele firm to robi, bo im to pomaga marketingowo. Nie robią tego z przekonania, robią to dla biznesu. Bardzo często, gdy firmy mają pieniądze i odnoszą sukcesy, zwraca się do nich o pomoc wiele osób i Fundacji. Nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim. Ja często dostaję takie zapytania. Kilka razy w życiu miałam sytuacje, że pomogłam i wiem, że te pieniądze nie poszły w tę stronę, w którą trzeba. Jeżeli widzę sens pomagania, to zawsze pomogę Dopilnuję też, żeby pieniądze zostały przeznaczone na ten cel, na który mają być przeznaczone. Chcę pomagać i nie dlatego, żeby zaspokoić swoją próżność, ale dlatego żeby realnie dawać wsparcie tym, którzy tego potrzebują. To jest niekiedy trudne, bo trzeba mieć świadomość kto potrzebuje i czy nasza pomoc zostanie w odpowiedni sposób spożytkowana. Trzeba wiedzieć, w jaki sposób dawać.
SZ: Czy jest jakaś szczególnie bliska Pani sercu grupa społeczna, którą chciałaby Pani wspierać?
KBS: Jestem wrażliwa na pomoc dzieciom i starszym ludziom. Im jestem starsza, tym bardziej jestem wrażliwa. Nie mogę patrzeć na cierpienie dzieci… Mam na to bardzo małą odporność. Nie akceptuję natomiast w żaden sposób lenistwa i osób, które nie pracują, choć mogłyby, a proszą o pomoc.
SZ: Co jest dla Pani najważniejsze w życiu, w działalności biznesowej?
KBS: Pokora. Jest takie powiedzenie: „Pycha idzie przed upadkiem”. Zgadzam się z nim w stu procentach.
SZ: Tak, to niezwykle prawdziwy cytat biblijny z Przypowieści Salomona 16:18. Niektórzy jeszcze dodają, że pycha „umiera 15 minut po nas” J.
KBS: Widziałam jak przez pychę rozpadło się wiele biznesów, jak sprowadziła ona wielu ludzi na manowce. Człowiek uczy się pokory z wiekiem. Mało ludzi rodzi się z nią rodzi. Bardzo łatwo jest popaść w próżność i uwierzyć w swoją świetność i szczęśliwą gwiazdę. Przyjemnie też jest słuchać klakierów i komplementów. Nasza próżność jest wtedy w stu procentach zaspokajana. Niekiedy chłoniemy to jak gąbki i zaczynamy żyć w przeświadczeniu, że jesteśmy niesamowici, a później … lądujemy na dnie.
SZ: To prawda. Ja również wiele takich sytuacji widziałam. Ma Pani na to jakąś receptę?
KBS: Trzeba na pewno zbudować wokół siebie poczucie bezpieczeństwa. Trzeba mieć poczucie własnej wartości i wiedzieć, co sobą reprezentujesz. Wtedy nie szukasz klakierów. Nad pokorą trzeba pracować. Nauczyć się odrzucać od siebie ludzi, którzy nie są uczciwi względem ciebie. Mówię o tym tak wiele, ponieważ w ostatnich trzech, czterech latach przewartościowałam wiele rzeczy w swoim życiu. Nie marnuję czasu na osoby, z którymi nie lubię spędzać czasu. Mam poczucie, że jestem w takim momencie życia, że wiele rzeczy mogę, a nie muszę. Wiem, że niekiedy z tego powodu mogę być uważana za butną i bezczelną, ale obecnie wolę mieć wokół siebie osoby, z którymi mogę zbudować coś fantastycznego czy po prostu spędzić fajnie czas niż takie, które są względem mnie nieszczere.
SZ: Dziękuję bardzo za rozmowę.
Zdjęcia: Marcin Biedroń, A12