Sylwia Zarzycka: Jak się zaczęła Twoja przygoda z biznesem?
Anna Izydorek-Brzoska: To było ponad dwadzieścia dwa lata temu. Inicjatorem pomysłu biznesowego był mój były mąż. Mieszkałam wtedy w Szczecinie, gdy zaproponował mi przeprowadzkę do Krakowa i zmobilizował do założenia firmy. Zmiana miejsca zamieszkania była dla mnie dużym przełomem, ale kończyłam właśnie studia i pomyślałam, że nie mam wiele do stracenia. Nie miałam wtedy jeszcze konkretnego pomysłu na życie, więc przyjechałam do Krakowa i zaczęliśmy tworzyć nasz pierwszy biznes.
SZ: Jak wspominasz początki?
AIB: To był bardzo intensywny czas. Wszystko robiliśmy sami. Począwszy od wypełniania dokumentów, znalezienia lokalu, zakupu mebli do biura a skończywszy na księgowaniu. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy co chcemy robić, wiec założyliśmy agencję reklamową. Dopiero później zajęliśmy się roznoszeniem ulotek.
SZ: Skąd taki pomysł?
AIB: Na początku jako agencja reklamowa chcieliśmy realizować różne zlecenia marketingowe dla firm, tworzyć strony www. To był czas początków Internetu, choć nie pamiętam, czy udało nam się stworzyć jakąś stronę. Po pół roku poszukiwań klientów kończyły nam się pieniądze i zadaliśmy sobie pytanie co dalej. Wtedy pojawił się pomysł firmy kolporterskiej. Nasz kolega był kolporterem i jak dowiedzieliśmy się ile pieniędzy można zarobić za jedną ulotkę, to stwierdziliśmy, że chcemy spróbować. Zaczęliśmy poszukiwać firmy do współpracy. Pamiętam pierwszą z nich. To była spółka handlowa sprzedająca drzwi i okna. Mieli około trzy tysiące ulotek do roznoszenia po Krakowie. Robiliśmy to sami, nie mieliśmy nikogo do pomocy. Z czasem pozyskiwaliśmy coraz więcej kontrahentów i zleceń.
SZ: Pamiętasz moment, kiedy Wasza firma wystrzeliła do przodu?
AIB: Były dwa takie momenty. Pierwszy, kiedy zlecenia zaczęły nam powierzać sieci, a drugi gdy z działalnością wyszliśmy poza teren Krakowa. Pamiętam moment, kiedy pozyskaliśmy ogólnopolską sieć sklepów meblarskich i wtedy musieliśmy zacząć szerzej działać. W półtora roku rozwinęliśmy się do takiego stopnia, że mieliśmy swoje punkty w kilku miastach a później znaleźliśmy przedstawicieli, którzy działali w konkretnych regionach Polski.
SZ: Czym się zajmowałaś? Mieliście jakiś podział obowiązków?
AIB: Na początku nie mieliśmy pracowników, więc zajmowałam się wszystkim. W miarę naturalnie po pewnym czasie wyodrębnił się podział obowiązków pomiędzy mną a moim mężem. Po jednej z sytuacji byłam pewna, że na pewno nie będę sprzedawcą. Mój mąż kiedyś wyszedł na zajęcia na Uniwersytet i poprosił, abym wybrała z książki telefonicznej klientów, zadzwoniła do nich i przekonała do współpracy. Wykonałam parę telefonów, ale chyba nie byłam zbyt przekonywująca, żeby kogoś zachęcić, bo zleceń z tego nie było. Ta przygoda skończyła się tym, że ja wzięłam na siebie działalność operacyjną i finansową, a on sprzedaż.
SZ: Wasz biznes świetnie się rozwinął.
AIB: To prawda. Przez siedem lat działaliśmy głównie w kolportażu. Od 1999 roku do 2006. W tym czasie zostaliśmy jedną z największych firm kolportażowych w Polsce. Mieliśmy rozbudowane struktury na terenie całej Polski. W 2006 roku pojawił się pomysł, aby otworzyć konkurencję dla Poczty Polskiej, ale okazało się, że nie jest to takie proste. Zdecydowaliśmy, że tę część biznesu będzie rozwijał mąż, a ja zarządzałam firmą kolportażową do 2012 roku, aż do momentu sprzedaży spółki. Po sprzedaży tej części biznesu w powstałej Grupie Integer zajęłam się spółkami, które wspierały operacje, między innymi działem HR.
SZ: Warto dodać, że w międzyczasie zostałaś mamą. Jak łączyłaś obowiązki zawodowe z macierzyństwem?
AIB: Przez 18 lat nie było takiego czasu, nawet gdy urodziłam dzieci, że byłam poza strukturami firmy. Mam dwie córki. Gdy pierwsza przyszła na świat, byłam w domu i pracowałam zdalnie. Trwało to dwa lata. Kiedy moja córka poszła do przedszkola, wróciłam do biura.
SZ: Nie chciałaś zrezygnować z pracy po urodzeniu dzieci? Nie musiałaś pracować.
AIB: Nie chciałam. Praca była zawsze moim życiem. Pamiętam, że jak jechałam do szpitala to zawsze z papierami, na urlop również z całą teczką dokumentów. Zawsze pracę zabierałam ze sobą. Do dziś mi to zostało. Gdy byłam w szpitalu to robiłam listy płac, żeby ludzie mogli dostać swoje wynagrodzenia. Dopiero z czasem zaczęłam delegować obowiązki. Gdy urodziłam drugą córkę było dokładnie tak samo, a nawet jeszcze intensywniej, bo bardzo szybko wróciłam do biura.
SZ: Co sądzisz na temat łączenia macierzyństwa z pracą? Czy uważasz, że kobiety powinny w tym czasie rezygnować z obowiązków zawodowych czy raczej starać się je łączyć?
AIB: Myślę, że to jest bardzo indywidualna sprawa. Niektóre kobiety w trakcie macierzyństwa muszą odpocząć od pracy albo decydują się poświęcić w pełni dziecku, bo tak chcą i czują. I to jest w porządku. Ja osobiście pamiętam, że byłam trochę psychicznie zmęczona, gdy przy pierwszym dziecku na dłużej zostałam w domu, z dala od ludzi. Nie wpływało to na mnie dobrze. Niby zdalnie pracowałam, ale jednak to nie to samo jak codzienne wyjście z domu. Dlatego też po drugim dziecku, zdecydowałam się na szybszy powrót do biura. W konsekwencji spędzałam mniej czasu z córką, co też nie do końca było dobrym rozwiązaniem. To nie są łatwe decyzje, zawsze są plusy oraz minusy .
SZ: Czy Twoim zdaniem osoby, które osiągnęły sukces w biznesie mają obowiązek wspierania, tych, którym się z jakiegoś powodu, z przyczyn od nich niezależnych nie powiodło?
AIB: Czy mają obowiązek? Nie. Ja chyba nie nazwałabym tego obowiązkiem. Myślę, że to kwestia empatii, współodczuwania krzywdy. Jeśli ktoś to czuje, to będzie pomagał, a jeśli los innych ludzi jest mu obojętny wówczas nic nie skłoni go do pomocy.
SZ: Czy w Twojej długoletniej przygodzie z biznesem miałaś taki moment, że stwierdziłaś, że warto się podzielić tym, co masz?
AIB: Jak w biznesie są pieniądze, to pojawia się wiele osób z prośbami o pomoc. Znajduje się wiele organizacji, które pytają o możliwość wsparcia. U nas o tych kwestiach decydował były mąż. Często słyszałam, że wiele fundacji nie działa zbyt etycznie i nie miałam zaufania. Oczywiście ze chciałam pomagać, ale dla mnie bardzo ważne zawsze było to, aby środki, które przekazuję na działalność organizacji pomocowych trafiały na wskazany cel.
SZ: A co w działalności naszej Fundacji Cię ujęło, przekonało?
AIB: Przede wszystkim to, że Ty jesteś zaangażowana osobiście w tę działalność i przez to jesteś w stu procentach wiarygodna. Podoba mi się bardzo, że dajesz ludziom wolność w tym, czy chcą pomagać, Bo tak naprawdę to jest wybór danej osoby. Znamy się już kilka lat i nigdy się nie zdarzyło, żebym z Twojej strony czuła jakąś presję w tym zakresie.
SZ: Miło to słyszeć. Bardzo dziękuję Aniu! A jaka grupa społeczna szczególnie Cię chwyta za serc? Komu chcesz pomagać?
AIB: Dzieci, bo one są po prostu bezbronne, więc to naturalne, że powinny być chronione. Uważam, że w Polsce jest bardzo źle zorganizowana pomoc rodzinom, w których znajdują się ciężko chore dzieci. A druga grupa to ludzie, którzy się rozwodzą. Chciałabym udzielać im wsparcia w takiej sytuacji, również ze szczególnym naciskiem na dzieci, bo one najbardziej cierpią w przypadku rozstania rodziców. Ich rozwój emocjonalny jest zaburzony, a niekiedy potęguje to zachowanie matki i ojca, którzy wykorzystują je do swoich rozgrywek. W takich sytuacjach dzieci są bezsilne i nie wiedzą jak mają się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Bardzo leży mi na sercu pomoc takim rodzinom. Uświadamianie rodzicom, żeby nie angażowali w swoje problemy dzieci. Żeby pomimo silnych swoich emocji pomyśleli, że te dzieci też dotyka ta sytuacja i być może czują się dużo gorzej niż rodzic. Nie mogą widzieć rodziców walczących między sobą, nawet gdy w grę wchodzą olbrzymie emocje czy zranienia. Rozwód to jedno z najbardziej traumatycznych wydarzeń, zaraz po śmierci bliskiej osoby. Dzisiaj mamy do czynienia z plagą rozwodów i ludzie często sobie z nimi nie radzą. Nie jest wcale tak łatwo wrócić do normalności po rozstaniu. Wiele osób żywi urazy, ma w sobie dużo goryczy i nie potrafi wybaczyć, nawet do śmierci. O tym się nie mówi.
SZ: Aniu, wiem, że Ty właśnie jesteś po takich przejściach. W jaki sposób poradziłaś sobie z tą trudną sytuacją ?
AIB: Siłę dały mi przede wszystkim dzieci. Wiedziałam, że dla nich na pewno muszę żyć i nie załamać się całkowicie. Wiem jednak, że ludzie w bardzo różny sposób reagują. Niektórzy zamykają się w sobie i leżą całymi dniami w łóżku, przesypiają cały dzień, wpadają w depresję. Mnie w pionie trzymały moje dziewczyny. Wiedziałam, że rano muszę wstać, zawieźć je do szkoły, pojechać do pracy, zrobić obiad, porozmawiać i być po prostu z nimi. A druga – bardzo ważna – kwestia jest taka, że wiedziałam, że bez względu na to, co się wydarzyło, ja muszę i chcę żyć ! Więc robiłam wszystko aby poczuć się lepiej, dla samej siebie … Chciałam zawalczyć o swoje dalsze życie. Nie chciałam zatopić się w depresji. Podjęłam więc decyzję, że chcę ratować siebie. Gdy to zrobiłam to szukałam narzędzi – wszystkiego, co mogłoby mi pomóc w tej ogromnie trudnej sytuacji.
SZ: Co Ci pomogło?
AIB: Jak już podjęłam decyzje, że chce sobie pomóc, poszłam na terapię. Miałam ogromną chęć poznania prawdy, dlaczego pewne rzeczy się wydarzały. Terapia pomagała mi w dochodzeniu do wiedzy o sobie samej i o tym co się zdarzyło. Później musiałam to wszystko poukładać w głowie, zrozumieć i zaakceptować. Przy okazji czytałam też bardzo dużo literatury, szczególnie psychologicznej. Zrozumienie pewnych rzeczy i problemów pomagało mi w depresji. Miałam bardzo mądrego terapeutę, który świetnie mnie poprowadził i dziś już wiem, jak taka pomoc powinna wyglądać, żeby była skuteczna. Nie każda terapia jest odpowiednio prowadzona. W trudnych chwilach bardzo ważna jest osoba prowadząca. Człowiek jest wtedy bardzo słaby psychicznie i można wyrządzić mu wiele szkody. To jest podstawa wszystkiego.
Poza terapią ogromnie ważny był dla mnie rozwój duchowy. W tym czasie nawróciłam się, jestem chrześcijanką i aspekt poznawania Biblii, Jezusa i wszystkiego co za tym idzie, bardzo mi pomógł. Pamiętam jak budowałam fundamenty swojej wiary i razem z terapią tworzyło to całość pomocy. Pomocy, która była szalenie ważna. Jej jakość była najlepsza.
Siła zdwojona. Dzięki temu udało mi się wykonać gigantyczną pracę nad sobą. Mimo tego że momentami było bardzo ciężko, to jestem z siebie zadowolona, że udało mi się to osiągnąć. Po nawróceniu poznałam również bardzo dużo nowych ludzi, którzy często pomagali i nadal pomagają mi walczyć, gdy brak mi sił. Dodatkowo praca, zaangażowanie i codzienne życie – to również nieocenione wsparcie. Niesamowite jest to, że terapię skończyłam po 3 latach i już jej nie potrzebuję, natomiast duchowo cały czas się rozwijam i nadal chce to robić. Mam nadzieję, że do końca życia.
SZ: Czy z perspektywy swoich doświadczeń poradziłabyś coś ludziom, których związki się kończą?
AIB: Myślę, że nie ma złotych rad. Każdy z nas jest inny i trudne sytuacje inaczej przechodzi. Według mnie najważniejsze jest jednak podjęcie decyzji, że chcemy sobie samemu pomóc i zawalczyć o siebie pomimo, że w trudnych chwilach wydaje nam się, że życie się zawaliło. U mnie moment tej decyzji był kluczowy i zaważył o wszystkim.
Później szukałam tylko narzędzi do tego jak mogłabym to zrobić. Uważam, że jak tylko chcemy sobie pomóc, to tę pomoc zawsze znajdziemy. Jest bardzo wiele różnych możliwości. Ludzie czasami myślą, że sobie sami poradzą, a to nie jest prawda. W takich sytuacjach, kiedy jesteśmy w depresji, czasami trzeba wyciągnąć rękę po pomoc, bo sami nie jesteśmy w stanie uporać się z problemami. Zawsze myślałam, że jestem bardzo silną osobą. Ale rozstanie i jego okoliczności mnie zupełnie przygniotły. Przyszedł taki moment, w którym poczułam, że coś złego się ze mną dzieje i po raz pierwszy w życiu wiedziałam, że sama sobie nie poradzę. Po podjęciu decyzji, znalezieniu narzędzi powinniśmy być jeszcze wytrwali, wierni w tym co robimy. Bo to jest proces, który ma różne długości, a chwil i momentów w nim kryzysowych też jest bardzo dużo. Wtedy musimy wracać do początku i przypominać sobie za każdym razem dlaczego podjęliśmy decyzje o ratowaniu samego siebie. Po co to zrobiliśmy.
SZ: Bardzo często otworzenie się na pomoc innych jest trudne, ale niekiedy trzeba się przełamać. Cieszę się, że Ci się to udało. Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: Marcin Biedroń, A12