Michaś nie ma rodziców…
Michał urodził się 1 marca 2009r. z poważną wadą OUN, rozpoznaną jako schizencefalia.
Pod opiekę Hospicjum Cordis trafił jako kilkumiesięczne niemowlę porzucony przez rodziców.
Pierwsze tygodnie po urodzeniu dziecko spędziło w szpitalu. Następnie chłopczyk – czule przez nas nazywany Misiem – miał szansę „zadomowić się” w prowadzonym przez siostry zakonne ośrodku opiekuńczym.
Mimo natychmiast zaskarbionej sympatii opiekunek po kilku miesiącach okazało się, że tak chore dziecko wymaga bardziej specjalistycznej opieki. Dzięki zaangażowaniu sióstr zakonnych Ośrodka Opiekuńczego w Gliwicach w poszukiwanie dla dziecka optymalnego miejsca pobytu Miś trafił do hospicjum dziecięcego w Mysłowicach. Rodzina biologiczna chłopca nie podjęła się w żadnym wymiarze próby opieki, a nawet, można powiedzieć, kontaktu z maluchem…
Dwudziestoletnie doświadczenie prowadzenia pediatrycznej opieki hospicyjnej pozwoliło stworzyć Michasiowi namiastkę domu z zabezpieczeniem w pierwszej kolejności wszystkich potrzeb medycznych.
Personel i wolontariusze Hospicjum Dziecięcego natychmiast pokochali małego podopiecznego. Wiele osób włożyło serce w przygotowanie dlań pokoiku, jakiego pozazdrościć może każde, wyczekiwanie w domu pełnym miłości, niemowlę. Chcieliśmy, by i ten mały chłopczyk, miał wszystko to, co dziecko mieć powinno, nie bacząc na stopień niepełnosprawności i złe rokowania zdrowotne. Przygotowanie przytulnego pokoiku pełnego kolorów, zabawek, ubranka, śliczne łóżeczko, pościel, kocyki w tle spokojna dziecięca muzyka – to najprostsze z wyzwań, przed jakim stanęli nowi opiekunowie Misia.
Uczenie się siebie nawzajem zajęło dużo czasu. Michaś pod troskliwą opieką Pani doktor Jolanty Grabowskiej – Markowskiej dostawał niezbędne leki, jednak i tak pierwsze miesiące upłynęły pod znakiem ciągłego niemal płaczu, który koiło jedynie nieustanne bujanie na rękach.
Za większość najtrudniejszych do opanowania objawów (przeraźliwy płacz, prężenia całego ciała, trudności z przyswajaniem pokarmu itp.) odpowiedzialne były (i są nadal) nieuleczalne deficyty neurologiczne. Poniekąd to one, wystawiając na ciężką próbę wielomiesięcznej walki o wyrównanie samopoczucia i zachowania chłopczyka, „są odpowiedzialne” za powstanie naprawdę głębokiego przywiązania i miłości cioć, które całymi nocami uspokajały, tuliły, godzinami próbowały nakarmić małego i w ostatecznym rozrachunku wywalczyły dla niego życie.
Dzięki tej rosnącej wciąż miłości – niezbędnej i chyba najważniejszej składowej opieki nad chorym – Miś żyje, mimo przebytych wielu bardzo poważnych zdrowotnych kryzysów i rozwija się w sposób, który, nie przesadzając, zadziwił już niejednego lekarza.
Na opisywanej miłości opiera się więź i opieka hospicjum nad Michałem. Przez ten czas prowadzona jest stała rehabilitacja ruchowa. Michał jest objęty opieką poradni neurologopedycznej, dzięki czemu uczy się np. jeść łyżeczką (podstawową formą karmienia wciąż pozostaje sonda dożołądkowa) i gryźć, poradni stymulacji wzroku. Ma zajęcia z dogoterapii, hipoterapii, jeździ na basen, na wycieczki, spacery. Uczestniczy w Dniach Dziecka, Mikołajkach, wszystkich świętach – w tym tych najważniejszych – jego własnych urodzinkach, Chrzcie Świętym.
Efekt tych wszystkich starań? Chłopiec, który przez moment jest w stanie utrzymać prosto główkę, połknąć kilka łyżeczek deserku, pogryźć kukurydziany chrupek. To dla niego wielkie sukcesy, za którymi stoją konkretne, oddane jego sprawie osoby.
Michał nigdy nie będzie chodził, mówił, dobrze widział. Tylko ciągłe podawanie leków, stała rehabilitacja i troskliwa opieka dają mu szansę na życie w dobrej jakości. A szczęście – bo to bez wątpienia szczęśliwe, śmiejące się czasem w głos dziecko – zapewnia mu tylko miłość.
Naszym marzeniem jest, by znalazła się rodzina, która będzie w stanie dać mu to wszystko, co teraz dają serca i praca hospicyjnych opiekunów.
Zapewnienie właściwej opieki Misiowi przez nasze hospicjum to comiesięczna walka o fundusze, darczyńców, sponsorów. Dzięki Państwa pomocy, staje się to o niebo łatwiejsze.