Kobiety za mało w siebie wierzą

Nie jest dobrze kiedy kobieta poświęca się wyłącznie domowi i rodzinie  i nie jest samodzielna finansowo Wiele małżeństw się kończy i takim kobietom jest wtedy bardzo trudno. Zostają bez pracy, często bez pieniędzy bez perspektyw na lepsze jutro. Bardzo się cieszę, że kilkanaście lat temu przyjęłam propozycję kierowania pracownią i wzięłąm sprawy we własne ręce.


Sylwia Zarzycka: Pani Agnieszko, jest Pani Prezesem pracowni architektonicznej we Wrocławiu. Jak to się zaczęło?

Agnieszka Łapczyńska: Pracuję w grupie Maćków Pracownia Projektowa od 23 lat. Jak to kiedyś  o mnie napisano: „Agnieszka Łapczyńska to podręcznikowy przykład rozwoju zawodowego poprzez ścieżkę awansu wewnątrz organizacji. Pracownia powstała w roku 1995, a Agnieszka dołączyła do zespołu już w roku 1998 jako jeden z pierwszych pracowników. Po przejściu przez niemal wszystkie szczeble kariery zawodowej zaczynając od asystenta architekta, po fotel prezesa zarządu, uczestniczyła w zbudowaniu „od zera” rozpoznawalnej na rynku firmy architektonicznej.”  Jeśli chodzi o moje kompetencje zawodowe to praktycznie wszystkiego nauczyłam się w pracowni. Bardzo lubię moją pracę i myślę, że to jest zawsze podstawa sukcesu – aby lubić to, co się robi. Nasza firma przeszła długą drogę – od jednoosobowej dzielności gospodarczej przez małe, kilkuosobowe biuro architektoniczne, do renomowanej, dużej pracowni, która obecnie zatrudnia sześćdziesięcioro pracowników i prowadzi duże projekty. W pewnym momencie właściciel zaproponował mi objęcie funkcji prezesa zarządu. Pamiętam, że było to dla mnie duże zaskoczenie i wyróżnienie. Przez jakiś miesiąc walczyłam z myślami. Nie miałam doświadczenia na tak wysokim stanowisku i zastanawiałam się, czy podołam wyzwaniu. Dziś mija 15 lat od objęcia przeze mnie tej funkcji.

SZ: Co jest dla Pani w tej pracy najważniejsze?

AŁ: Dla mnie zawsze najważniejsze jest to, żeby otaczali mnie ludzie, których darzę zaufaniem no i którzy mają wiedzę i potencjał. Staram się żebyśmy dobierali ludzi, którzy wniosą do firmy coś nowego i byli w stanie wejść w wymagający zespół, a także żebyśmy wszyscy czuli się dobrze realizując swoje zadania.

SZ: Wasza pracownia jest w tej chwili największa we Wrocławiu?

AŁ: Należymy do czołówki chyba nawet w kraju i współpracujemy z poważnymi inwestorami. Otrzymaliśmy wiele prestiżowych nagród, a nazwa i nazwisko Maćków jest w Polsce rozpoznawalną marką. Do moich obowiązków należą kontakty z inwestorami, przedstawicielami władz miasta, biurami i stowarzyszeniami architektonicznymi oraz organizacjami kulturalnymi. Ale muszę też i chyba umiem rozmawiać  z wykonawcami i podwykonawcami. Prezes pracowni architektonicznej po prostu musi umieć rozmawiać z ludźmi z różnych środowisk. Oni wszyscy są dla nas ważnymi partnerami.

SZ: Co w pełnionej funkcji prezesa zarządu jest dla Pani najtrudniejsze?

AŁ: Wszystkim się wydaje, że bycie szefem to łatwe zadanie, że wydaję polecenia, mówię co trzeba zrobić i oczekuję rezultatów. W pracowni najtrudniejsze dla mnie jest wciąż to, aby komuś zwrócić uwagę. Trzeba mieć często niezwykłe wyczucie, aby zrobić to w odpowiedni sposób, niekiedy delikatnie, innym razem zdecydowanie. Poza tym trudna ale bardzo ważna jest dla mnie odpowiedzialność. O ludzi, o projekty, o finanse. Kontrakty, które zawieramy pojawiają się na bieżąco. Nie mamy zapewnionej pracy na dziesięć lat do przodu. To ciągła walka o duże i małe zlecenia. Miewam też doświadczenia związane z brakiem zaufania dla kobiet na wysokich stanowiskach. Nie muszę nikomu nieczego udowadniać, ale mam wrażenie że kobiecie czasami trudniej jest wypracować autorytet w środowisku tradycyjnie zarezerwowanym dla mężczyzn. Nigdy nie robię nikomu złudzeń, że stosuję taryfę ulgową czy jestem „miękka”, bo jestem kobietą. Moja edukacja i praca od podstaw nad rozwijającą się firmą dały mi swobodę w negocjowaniu z kontrahentami w większości mężczyznami. Branża budowlana i architektoniczna są mocno opanowane przez mężczyzn, mój temperament i pewność siebie uzyskana dzięki ewolucji zawodowej i zdobyciu doświadczenia na różnych poziomach zarządzania, pozwalają mi swobodnie funkcjonować w tych warunkach. Musiałam przejść przez wiele pól minowych, także w życiu prywatnym i wygrać wiele bitew, także z własną niepewnością.

SZ: Jakie projekty dotychczas zrealizowaliście ?

AŁ: Najwięcej zleceń mamy we Wrocławiu, bo tu jest nasza siedziba i dobrze czujemy architektoniczny i społeczny kontekst. Choć ostatnio projektowaliśmy też dwa duże biurowce w Poznaniu. Do naszych lokalnych osiągnięć należy na przykład przebudowa kultowej wrocławskiej Renomy, wielokrotnie nagradzany w konkursach biurowiec na Placu Nowy Targ, kilka dużych budynków biurowo-usługowych w ścisłym centrum, nagradzany Thespian na placu Powstańców Śląskich, duże obiekty handlowe jak Factory Outlet. Niedawno zakończona przebudowa Młyna Maria w sercu miasta i Ogrodów Graua to przykłady renowacji i adaptacji zabytkowych obiektów. Jednym z pierwszych projektów naszej pracowni był natomiast Wydział Prawa przy głównym gmachu Uniwersytetu Wrocławskiego. To był rok 1998 o ile dobrze pamiętam. Mamy także wiele projektów mieszkaniowych. Jest tego sporo.

SZ: Pani Agnieszko zmieniając nieco temat co Pani sądzi o tzw. szklanym suficie jeśli chodzi o kobiety w biznesie. Czy on rzeczywiście istnieje?

AŁ:  Jak Pani powiedziałam ja dostałam propozycję od Zbyszka Maćkowa, który wybrał mnie – kobietę na prezesa firmy, choć wcale nie aplikowałam na to stanowisko. Jednak, gdybym stwierdziła jednoznacznie, że „szklanego sufitu” nie ma, to pewno bym skłamała. Myślę, że kobiety mają rzeczywiście troszkę pod górę jeśli chodzi o sprawy zawodowe, chociaż bardzo często też jest tak, że my same nie zabiegamy o wysokie stanowiska albo boimy się je obejmować. Kobiety wciąż za mało w siebie wierzą. Szklany sufit czasami jest samospełniającą się przepowiednią, istnieje – powtarzam – czasami – tylko w naszych lękach i uprzedzeniach, kobiety często same stwarzają sobie bariery w rozwoju. W naszej pracowni połowa z zatrudnionych 60 architektów to kobiety,  Pamiętam, gdy jakiś czas temu próbowałam stworzyć nowe stanowisko kierownicze. Zaproponowałam je moim koleżankom, ale żadna z nich się nie odważyła. Większość tłumaczyła się obowiązkami wychowawczymi. Stwierdzam więc, że dla znacznej większości kobiet rodzina wciąż jest priorytetem i większość obowiązków spoczywa w tym aspekcie na kobiecie. Nie jest dobrze kiedy kobieta poświęca się wyłącznie domowi i rodzinie  i nie jest samodzielna  finansowo Wiele małżeństw się kończy i takim kobietom jest wtedy bardzo trudno. Zostają bez pracy, często bez pieniędzy bez perspektyw na lepsze jutro. Bardzo się cieszę, że kilkanaście lat temu przyjęłam propozycję kierowania pracownią i wzięłam sprawy we własne ręce.Wcześniej mój model rodzinny miał być taki, że ja zajmuję się domem, a mąż pracuje. Dziś jesteśmy po rozwodzie i czasami myślę, że gdybym na taki model się zgodziła i nie poszła do pracy, dziś byłoby mi bardzo trudno… Myślę, że także w tym względzie decydujące jest wsparcie i czasami pomoc bliskich, otoczenia czy organizacji. Ale z tej pomocy trzeba chcieć skorzystać.

SZ:  A jak Pani podchodzi do społecznej odpowiedzialności w biznesie ? Czy ci, którym się powiodło, powinni wspierać osoby potrzebujące?

AŁ: Czy powinni? To chyba nie jest dobre słowo. Trzeba czuć taką potrzebę, a nie każdy ją czuje. Czasami ludzie pomagają kierując się bardzo różnymi pobudkami: żeby podbudować ego, uspokoić sumienie. Niekoniecznie z potrzeby serca. My otrzymujemy bardzo wiele próśb o pomoc. Nie jestem w stanie na każdą z nich zareagować.  Na Pani maila też początkowo nie zareagowałam. Jednak któregoś dnia wróciłam do niego i bardzo przekonał mnie cel tegorocznej akcji Kobiety Biznesu – że będziemy wspierać matki chorych dzieci. To było dla mnie decydujące. Pomoc kobietom to coś, co chciałabym zrobić. W kryzysie, w okresach niepewności, bardzo potrzebna jest świadomość, że ktoś się za nami ujmie, że ktoś zauważy nasze potrzeby i obawy.

SZ: Cieszę się bardzo, że ten cel podoba się Pani.

AŁ: Tak, bardzo. Jestem matką dwójki dorosłych już dzieci, które są zdrowe, w pełni samodzielne. Pomyślałam sobie, że takie matki ciężko chorych dzieci, które całe życie poświęcają opiece nad nimi, są niesamowite. Organizacja spotkań wytchnieniowych dla nich to wspaniały pomysł. Pamiętam jak po rozwodzie sama potrzebowałam wsparcia, a matki ciężko chorych dzieci nie mogą przecież zbyt wiele zrobić dla siebie – one dopiero potrzebują wsparcia ! To mnie bardzo poruszyło…

SZ: Co Pani najbardziej pomogło w tych najtrudniejszych momentach życia?

AŁ: Ludzie. Były wokół mnie osoby, na które w trudnym czasie mogłam liczyć. To, co Pani robi w Fundacji dając możliwość cyklicznych spotkań matkom chorych dzieci – to chyba jest najważniejsze. One wiedzą, że jest ktoś, kto o nich myśli, że można wziąć telefon i pogadać, kiedy ma się słaby dzień, spotkać kobiety, które mają dokładnie te same problemy. Porozmawiać z nimi. To jest bezcenne. Wsparcie innych kobiet, ich szczerość i dzielenie się swoimi historiami jest ogromnie ważne. Czasami mogłoby się wydawać, że kobiety na wysokich stanowiskach nie znają problemów codziennego życia. Ale my wszystkie – niezależnie od pozycji społęcznej i sytuacji życiowej – dzielimy doświadczenia związane z takim a nie innym wzorcem kobiecości i macierzyństwa w społeczeństwie. Nie ma kobiet, które nie doświadczyłyby trudności związanej z płcią i uprzedzeniami zarezerwowanymi dla kobiet. Rewolucje musimy jednak zaczynać od przemeblowania własnej głowy i wiary w siebie.

SZ: Pani Agnieszko bardzo dziękuję za rozmowę i cieszę się, że zgodziła się Pani wziąć udział w naszej akcji.


Zdjęcia: Marcin Biedroń, A12