„Chcę mieć prawo…”

„Zawsze chciałam być Mamą.
Kocham dzieci i uważam, że życie bez nich jest „puste”. Urodziłam się w rodzinie wielodzietnej. Harmider, śmiechy, zabawy były u nas codziennością. Tego samego pragnęłam jako dorosła kobieta. Chciałam, aby moje życie, mój dom, wypełniał śmiech dzieci. Oczami wyobraźni widziałam nas w parku, na pikniku, bawiących się i cieszących – chciałam mieć cudowną Rodzinę.

Życie jednak napisało dla mnie inny scenariusz. Co prawda jestem MAMĄ, ale gdy mój szkrab skończył 6 miesięcy, okazało się, że jest ciężko chora. Kolejne miesiące, kolejne badania dokładały nam diagnoz – nie takich, jakie oczekuje Mama dla swojego dziecka.

Dziś wiem, że moja córeczka, moje kochane dziecko, cierpi każdego dnia, ból rozdziera jej malutkie ciałko, a ja nie umiem jej pomóc… Zostałyśmy same na polu walki. Nie tak miało wyglądać nasze życie.

Dziś wiem, że gdybym raz jeszcze stanęła przed wyborem, czy mam urodzić tak ciężko chore dziecko – zdecydowałabym się na aborcję. Nie pozwoliłabym kolejnemu mojemu dziecku tak cierpieć. Sama nie chciałabym bardziej cierpieć.

Ciężko chore dzieci przez większość życia odczuwają ból. Rodzą się zdeformowane, a ich narządy nie funkcjonują jak należy. Przechodzą kilkanaście operacji, które często mało pomagają.

Jestem matką. Matką, która kocha swoje dziecko ponad życie i gdybym raz jeszcze mogła wybierać – nie pozwoliłabym kolejnemu dziecku z szeregiem diagnoz nieuleczalnych chorób tak cierpieć.

Dla kobiet takie decyzje na pewno nie są łatwe. Takie zabiegi nie są łatwe. Życie po zabiegu też pewnie nie jest łatwe. Tym bardziej, że większość kobiet pragnie mieć dzieci. Zdrowe dzieci. Zapytajcie dowolną kobietę we wczesnej ciąży o płeć dziecka, a na 99% usłyszycie „nie ważne jaka płeć, ważne, żeby było zdrowe”. Nigdy w całym swoim życiu nie słyszałam, żeby ktoś powiedział „ważne, żeby było”. Na urodzinach, imieninach, itp., też zawsze życzymy innym zdrowia, bo nikt nie chce cierpieć.
Dlaczego więc mamy zmuszać do życia w cierpieniu kogoś, kogo sami na ten świat powołujemy?
Dlaczego mamy być zmuszani przez innych do krzywdzenia własnych dzieci, jeśli nie chcemy tego robić?
Dlaczego nie możemy mieć prawa wyboru i możliwości uzyskania w tym wszystkim pomocy – od lekarza, rodziny czy znajomych?
W takich sytuacjach zamiast krytyki i odrzucenia, potrzebne jest wsparcie i zrozumienie.

Nie zrozumcie mnie źle, wychowuję chore dziecko i bardzo szanuję ludzi, którzy podejmują się opieki nad chorymi dziećmi.
Będę walczyć do końca, ale gdybym wiedziała przy drugiej ciąży, że dziecko urodzi się chore, nie pozwoliłabym na to.

Mamy tylko to jedno życie i chciałabym przeżywać je szczęśliwie. Tego samego chcę dla moich przyszłych dzieci, jeśli będę je mieć.

To oznacza, że świadomie po raz kolejny nie skażę się na zajmowanie nieuleczalnie chorym dzieckiem, a tym samym jego nie skażę na nieustające cierpienie i wieczną zależność od kogoś.

Chciałabym mieć możliwość zadecydowania. I nie robię tego tylko ze względu na troskę o własną wygodę.

Przede wszystkim nie wyobrażam sobie świadomie skazywać na cierpienie i namiastkę życia człowieka, który rósłby w moim łonie. Uważam, że to nie byłoby fair wobec niego, że chcę zgrywać dobrego, zdolnego do poświęceń i miłosiernego człowieka kosztem jego cierpienia.

Wierzę, że Bóg bardziej doceni fakt, że oszczędzam komuś bólu niż go na niego świadomie skazuję. Nie kojarzę, żeby sadyzm był cnotą.

Ludzie powinni wiedzieć, co czują kobiety po takich zabiegach. Zrozumieć, że po aborcję nie chodzi się jak po bułki do piekarni. Nie dostaje jej każdy, „bo tak”. Gdyby była ona w Polsce legalna, można by kobiety otoczyć opieką i zapewnić pomoc psychologa. Bez ryzyka potępienia usuwać ciąże zagrożone. Rozmawiać z tymi kobietami, które po prostu się boją reakcji innych, są w trudnej sytuacji, itp., a potem zapewnić im wsparcie, gdy już będzie po wszystkim – po aborcji lub po zostawieniu ciąży.

Gdy będziemy zabraniać możliwości podjęcia samodzielnych decyzji w tak trudnych, osobistych sprawach, sprawimy, że kobiety zostaną z tym same i będą szukać alternatyw, często ryzykując własnym życiem i zdrowiem – fizycznym bądź psychicznym. Bo to przecież nie jest tak, że skoro aborcja jest nielegalna, to nikt jej nie przeprowadza. Po prostu nikt się nie przyznaje, że poddał się takiemu zabiegowi. Przez to zostaje zupełnie sam ze swoimi przeżyciami, myślami i ze swoją stratą. Zamiast rozmowy, pomocy i współczucia, ma strach i poczucie osamotnienia.”

Andżelina, mama Wiktorii