WSPOMNIENIA… 10 lat Fundacji cz. 3

10 lat Fundacji… 1/4 mojego życia, 2/3 życia Oliwii. Tyle lat razem. Lat pełnych emocji, radości, wzruszeń, uśmiechów, łez, spotkań z drugim człowiekiem. Dziękuję. To dla mnie największa wartość.

O Fundacji dowiedziałam się od koleżanki z Gorzowa Kasi, mamy Julki, którą poznałam w internecie, gdzie wymieniałyśmy doświadczenia, wiedzę, rozmawiałyśmy o emocjach. Obie urodziłyśmy bliźniaczki – wcześniaki, obie straciłyśmy jedną z córek, obie jesteśmy mamami bardzo ciężko chorych, niepełnosprawnych, hospicyjnych dziewczynek, które są zdane na domową opiekę 24 h/dobę i prywatną rehabilitację. Oliwia i Julka nie widzą, nie mówią, nie siedzą, nie trzymają głowy, nie przesypiają nocy, mają refluks, czterokończynowe porażenie mózgowe, padaczkę, przeszły wiele operacji i nie rokują, że będzie lepiej.

Pamiętam, jak zadzwoniła rozemocjonowana – zwykle opanowana – Kasia, że poznała Fundację inną niż wszystkie, która pomaga chorym dzieciom, ale też ich mamom w większości samotnym. Opowiadała, że była na wyjeździe fundacyjnym w Warszawie z innymi mamami chorych dzieci. Namawiała, żebym koniecznie umówiła się na spotkanie. Na początku wahałam się, czy powinnam, bo inni mają ciężej, są samotnymi matkami. Spotkałam się z Sylwia Zarzycka w centrum Wrocławia, opowiedziałam o Oliwii, naszej rodzinie, później Sylwia odwiedziła nas, poznała Oliwię, zaprosiła na fundacyjny wyjazd. Radek, mój mąż, oponował – po co Jola tam będzie jechać, ona sobie świetnie radzi, ale Sylwia odpowiedziała, że takie mamy też są potrzebne, aby być wsparciem dla innych mam.

Jak się potem okazało – może Jola niekoniecznie radziła sobie aż tak dobrze – tylko schowała bolesne doświadczenia pod uśmiechem nr 1, działaniem, pracą, aby nie konfrontować się z myślami.

Wyjazdy, spotkania z innymi mamami, psychologami, specjalistami na pewno w jakiś sposób ukształtowały część mnie, pozwoliły na wgląd w głąb siebie, zmianę, rozwój, czas dla siebie, troskę i odpoczynek, skonfrontowanie się ze światem, innymi ludźmi, chorobą Oliwii.

Nie pamiętam wszystkich magicznych momentów ostatniej dekady, ale na pewno część z nich zostanie ze mną na zawsze.

– Jura Krakowsko-Częstochowska – mój pierwszy wyjazd, dużo łez, ale i radości podczas zwiedzania przepięknych ruin zamku, konkursu „O czerwoną torebkę”, ciuchobranie – wymianki, nasze babskie wieczorne rozmowy.

– Gdańsk – kolejna piękna sceneria, szanty, zwiedzanie, ale też ogrom łez podczas wysłuchania kilku tragicznych historii mam, które musiały zmierzyć się ze stratą dziecka czy nagłą nieuleczalną chorobą dziecka po wypadku, chorobie genetycznej. One widziały swoje dzieci zdrowe…

– Lubniewice – jeden z bardziej relaksujących wyjazdów – piękny widok na jezioro, świetny hotel, pyszne jedzenie, joga, wieczorne rozmowy w blasku księżyca.

– Rancho pod Bocianem pod Warszawą – świetne panele psychologiczne, zielona wielka przestrzeń z parkiem linowym, wieczorne rozmowy, wygrana w konkursie literackim pt.: „Ja kobieta” – cudna nagroda u kosmetyczki Bogusi.

– Męski Świat – nie tylko cudowna książka – jedna z moich ulubionych, ale równie cudowny wyjazd, szkolenia Wojciecha Eichelbergera bardzo wartościowe z poradami na stres stosowanymi do dziś, joga z Jurkiem Jaguckim, niezwykła opowieść Janka Meli. Chyba powinnam podziękować też mężowi, że postawił warunek, że bez Joli nie jedzie.

– Hotel Afrodyta Business & Spa – nasze fundacyjne miejsce na mapie – też kolejny z bardziej regeneracyjnych wyjazdów, piękny hotel, pyszne jedzenie, piękna sceneria, spotkania z gośćmi, wieczorne rozmowy z dziewczynami, piękne zdjęcia, zwiedzanie okolic, występ śpiewaczki operowej – ogromne wzruszenie. Zawsze lubiłam muzykę, ale pierwszy raz miałam okazję słyszeć klasyczne wykonanie na żywo, które pamiętam do dziś, wspólne warsztaty gotowania, karaoke…

– prezenty, bony, inspirujące książki, ciuchy, makijaże – wszystko to, co większość kobiet lubi, aby poczuć się przez chwilę piękniej;

– wrocławskie spotkanie – piękne scenerie, panele z psychologiem, rozmowy, a co najważniejsze kolejne spotkania, kolejni wartościowi ludzie w moim życiu – mieszkałyśmy w jednym mieście, a dopiero wspólne zebranie mam w jednym miejscu pozwoliło nam nawiązać relację, wymienić doświadczenia, wspierać się;

– aukcje charytatywne we Wrocławiu i Warszawie, w których mieliśmy okazję uczestniczyć z Radkiem zawsze były dużą dawką wzruszenia podczas fundacyjnych filmów i śmiechu podczas licytacji, nauczyły mnie też częściowo przełamywać lęk przed wystąpieniem publicznym – podobnie jak wystąpienie w radio Wrocław czy wywiady do filmów fundacyjnych;

– książki fundacyjne, filmy, wywiady, zdjęcia – oprócz tego, że są pięknym zapisem części życia naszej rodziny, dały możliwość pokazania innym, jak wygląda życie jednej z rodzin, w której jest chore dziecko, z jakimi problemami, emocjami się zmagamy, jakie mamy potrzeby radości, smutki, jak można pomóc, ale też pokazują innym, jak staramy się żyć zwyczajnie, szczęśliwie dalej, mimo wszystko,

– pomoc materialna – na rehabilitację, leczenie czy dofinansowanie opieki – ustalana w styczniu daje nam wsparcie i spokój, że część potrzeb Oliwii będzie zabezpieczona, a dla nas to najważniejsze, żebyśmy jako rodzice zapewnili jej godne życie bez cierpienia, dopóki z nami jest…

Nie jestem w stanie wymienić całego dobra, ale na pewno dzięki Fundacji, pomysłom i działaniom Sylwii wspieranej przez ogrom darczyńców moje życie stało się w jakiejś części spokojniejsze, bardziej radosne, wypełnione relacjami z drugim człowiekiem, pełniejsze…Dziękuję

Jolanta Siemieniec