10 lat Fundacji

– wspomnienie Doroty, Mamy ciężko chorej Gosi i chorego Grzesia.

W życiu piękne są tylko chwile…

Człowiek nie zdaje sobie sprawy, jakie ma szczęście, że jest zdrowy. Żyje w nieświadomości aż do czasu, gdy coś złego go spotka i wtedy już wie…

Tak było ze mną, żyłam beztrosko i szczęśliwie z trójką swoich cudownych dzieci. Gdy zaszłam w ciążę kolejny raz, nie przypuszczałam, że moje życie zmieni się na zawsze. Córka urodziła się jako wcześniak i niestety nie wyszła z tego obronną ręką. W wyniku wylewów śródczaszkowych jest dzieckiem głuchoniewidomym, leżącym, wymagającym 24-godzinnej opieki. Niestety człowiek po takim ciosie zostaje sam, państwo go wspiera w minimalnym ułamku potrzeb, musi zmienić się, przewartościować swoje priorytety, stać się walecznym i przedsiębiorczym, by zdobyć fundusze na ratowanie swojego ukochanego dziecka.

Tak było ze mną, nauczyłam się pisać apele z prośbą o pomoc, nauczyłam się żebrać, by tylko zaspokoić potrzeby swojego chorego dziecka, motały mną różne uczucia od nienawiści na cały świat poprzez ciężką depresję do euforii z każdych malutkich postępów w rehabilitacji swojej córeczki. Życie liczyło się teraz inaczej, było dobre, gdy starczyło na miesiąc zaspokojenia wszystkich potrzeb Gosi, lub złe, gdy mimo moich nadludzkich wysiłków nie udało się zebrać funduszy na wszystko. Takie życie to nie bajka. Gdy dzieci już spały, ja siedziałam po nocach i pisałam apele. Zaprzyjaźniłam się z koleżanką mieszkającą w tym samym mieście, która ma synka w podobnym stanie do mojej córeczki, od niej dowiedziałam się o Fundacji Między Niebem a Ziemią, o tym, jak otaczają opieką nie tylko chore dzieci, ale i matki, rodzeństwo (Olga dzięki!). W 2014 roku napisałam do Fundacji. Nie liczyłam na pomoc i jaka była moja radość, gdy po krótkim czasie moja córeczka została podopieczną Fundacji.

Już wkrótce poznałam pracowników Fundacji i prezes Sylwia Zarzycka. Podczas wspólnych zjazdów poznałam też innych rodziców chorych dzieci. Nie byłam już sama. Przez te wszystkie nasze wspólne lata nigdy nie odmówiono mi pomocy. Gdy mój najmłodszy synek Grześ po ciężkim zapaleniu mózgu stał się niepełnosprawnym dzieckiem i on został podopiecznym Fundacji. Nasze życie zmieniło się na lepsze, zawsze mogę na Fundację liczyć – to moja rodzina, a Sylwia to najwspanialszy człowiek, jakiego spotkałam. Fundacyjne zjazdy to najlepszy czas w moim życiu i jedyna odskocznia od codziennych obowiązków. Fundacja opłaca opiekuna, który w czasie naszych zjazdów zajmuje się moimi dziećmi.

Dziękuję Wam Kochana Fundacjo – jesteście moim Niebem na Ziemi…

Dorota Szajniakowska- Hrabia